czwartek, 27 maja 2010

When the girl walks in...

Pierwsze upalne dni w Londynie sprawily, ze mysli sie zgotowaly, zaczely byc ciezkie, lepkie i slodko-kwasne. Czesciej jednak niz slodkosc moge odczuc kwasote mojego zycia.
Znowu pelna natchnienia oddaje sie rzece muzycznych uniesien. Malzenstwo przestaje byc czym co mnie przeraza, jest najczystszym natchnieniem, w klawiature stukam w rytm Obietnicy Nymana. Chce zrobic cos, czego nikt nie robil, chociaz wiem, ze wszystko juz zostalo postanowione i zrobione. Jedak nikt jeszcze nie byl mna. Zdajesz sobie sprawe z tego, ze jestes jedynym takim egzemplarzem w calej historii ludzkosci? Nie bylo takiego drugiego swira jak Ty, nie bylo nigdy takich szeptow, nie bylo takiego uscisku, ani pocalunku. Wszystko jest nowe i masz na to patent, ja bede miala na to jeszcze papierek.
Poruszona swoja wyjatkowoscia uciekam w emocje i w detale w poltora kilogramowym splocie nerwow i bialkowych nosnikow moich nieprzemyslanych mysli. Jestem inteligentym zwierzeciem, ktore potrafi juz uzywac narzedzi, a nawet je wytwarzac, jestem dzieckiem morza i Wielkiego Wybuchu, przekraczajac Czarna Dziure zaczynam sie starzec inaczej. Jesli ktokolwiek moze sledzic moje mysli i wieczorne belkoty, to Ty.
I jestes, moj drogi Czytelniku, w tej niewielkiej grupie sluchaczy jednej z najwiekszych buntowniczek w historii kobiety. Buntujacej sie nie tylko calemu swiatu i Tobie, ale buntuje sie sobie samej, by wykonczona sie sama z soba godzic i rozdzielac uczucie lechtania jezykiem podniebienia na to, co czuje jezyk, a co podniebienie. Rozdzielam dotyk dwoch palcow i kiedy uda mi sie czuc swoj dotyk na mojej skorze jak cos obcego, wtedy zaczynam sie zastanawiac jak wiele lat to zajmuje, zeby nauczyc sie na pamiec siebie. Teraz zaczynam sie martwic gramtyka, ale do diabla z gramatyka, skoro i jej poprawnosci sie buntuje.

Z nieba leca gwiazdy, z mojej glowy leca same bezsensowne z gola mysli, ktore jak puzzle pojedynczo nie maja znaczenia. Olowiane zolnierzyki bez glow.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz