niedziela, 25 kwietnia 2010

Chomik i Julia vs rzeczywistosc.

-Wszystko w porzadku, kochanie? - zapytal
-Tak, tylko jestem troszke glodna.
-Moze powinnas zjesc ktoras z krow z pidzamy?
-Mysle, ze to niedobry pomysl, bardzo je lubie, sa dla mnie mile.
-Hmmm...
-Mam tez na pidzamie gwiazdy, myslisz, ze moglabym jedna zjesc?
-Mysle, ze tak, czekaj, dam ci jedna wlasna gwiazde.
tutaj na ekranie wyswietlila sie moja gwiazda.
-Ohhh, ta gwiazda zupelnie mnie wypelnila smakowala jak lody, ktore smakuja jak guma balonowa, ale nie jak guma, jak lody. Jestem pelna.
-Zaloze sie, bo to byla OLBRZYMIA gwiazda.
-Myslisz, ze powinnam zjesc male ciasteczko? zeby moja gwiazda nie byla taka samotna w moim brzuchu?
-mysle, ze teraz nie mozesz juz nigdy nic jesc, bo naprawde ona byla OGROMNA.
potem poszedl jesc lunch, a wrocil juz nie sam, ale ze swoja choroba. Nic juz nie mowilam, stwierdzilam, ze bedzie dobrze jak wytrzymamy do piatku bez rozmow, bez gwiazd i sloneczek. Wiem, ze on czeka, ze jestem mu potrzebna. To wazne byc potrzebnym.

Czuje mrowienie, 111 godzin.

sobota, 24 kwietnia 2010

Jest sobota, jest ladna, jak widac zza szpary, pogoda. Czekam, jak to juz mam w zwyczaju, na Krzysia, ktory bedzie tu niebawem i wybierzemy sie na zakupowa wyprawe na Oxford Street. Mam juz dosyc tytoniowych przemyslen i dosyc mam zapachu kawy, boli mnie glowa i musze koniecznie zjesc cos wkrotce.

137 godzin pozostalo do decydujacego starcia. Czuje mrowienie w nadgarstkach i niesamowite uczucie w ledzwiach. Nie ma to jednak nic zupelnie do czynienia z seksualnoscia, raczej ma to zwiazek z jego usmiechem z tego snu. Kolejny juz raz musze sie zetrzec z czyms takim, kolejny raz wmawiam jemu, a wlasciwie sobie, ze bedzie dobrze, ze z tego wyjdzie, ze bedzie normalnie i przyjemnie jak to bywa w filmach przed samym koncem. Wtedy tez zawsze sie zastanawiam, jak to jest, ze to jest 'happy end'? Skad wiadomo, ze po tylu juz zmaganiach podczas tych dwoch godzin beda szczesliwi? Moze sie zawsze wydarzyc cos zupelnie nieprzewidzianego, Wiekszosc jednak z nas wyobraza sobie szczesliwa pare juz NA ZAWSZE razem, nikt nie pyta czy wzieli slub, jak maja na imie ich potencjalne dzieci, czy kiedykolwiek zdradzili? Czy robili babki z piasku i nad jakim to bylo morzem? Dlaczego niby mialoby sie ulozyc? Nie rozumiem. W ogole to mogliby miec psa i nazwac go Ozzy, albo mogliby tez pojechac na wakacje do Tuskanii. Naprawde zycze im Ozziego i zupelnie wysmienitego Wina ze Sieny. Tylko nadal nie wiem czy oni sa i gddzie sa. Co teraz robia? Wiem jedno, ze Romeo i Julia jako jedyni jak na razie ujawnili mi ich cale zycie. Nie bylo happy endu, byla prawda, byl koniec.

Przytlaczajace nieco te przemyslenia, ale ja wierze, ze w moim przypadku bedzie inaczej i oby to sie wydarzylo wkrotce, bo czuje jak moje komorki umieraja bez punktu odniesienia w Tobie.

niedziela, 18 kwietnia 2010

wiosenne porzadki.

Dopalam ostatniego w paczce papierosa, obudzil mnie promien slonca, ktory szalenczo zwiastowal nadejscie wiosny i wiosennych porzadkow przedzierajac sie przez szparke pomiedzy wiecznie zasunietymi zaslonkami. Wypilam juz poranna Earl Grey z miodem zapomninajac o cytrynce. Bergamotka i dzien wolny pozwolily mi zupelnie zapomniec o tym jak wygladam i chodze od rana w koszuli nocnej i potarganych jeanach. Wywlajac cala zartosc szafy i toreb walajacych sie wszedzie doszlam do wniosku, ze nie mam zadnego pomyslu jak to poukladac na nowo, zrobilam jednak pranie, potem dowiadujac sie, ze na dwie jego porcje nie mam juz miejsca na suszarce, ale, ze jestem nadczlowiekiem upchalam wszystko na jedna i chyba suszyc sie bedzie z tydzien. Ciekawe rzeczy znalzlam w pudlach, na przyklad torbe z camden town, turkusowa i troche wygladajaca jak torby plazowe, na pewno przyda sie na wiosne, albo znalazlam tez tunike z roman road market, ktora kupilam dwa lata temu zaraz po przyjezdzie do Londynu, maj byl wtedy upalny, nie mowiac juz o czerwcu, ktory nadszedl zaraz po nim...

Teraz znow nadchodzi maj i pelno zmian. Ciekawa jestem o przyniesie mi ta wiosna. Wiem jedno, ze bedzie baaaardzo ekscytujaca.
Pora chyba juz wrocic do balaganu, a moze i pora cos zjesc, mam caly zapas moich proteinowych przysmakow.

Snilo mi sie dzisiaj to wszystko co nadchodzi wielkimi krokami, spotkanie z B. czy tez moze z P. i Chomikiem. Chomika odebralam na Heathrow porankiem, zupelnie ladnie sie usmiechal i wygladal na o wiele blizszego niz zwykle. To byly dobre sny, lepsze niz ostatnie koszmary. W dziecinstwie nigdy ich nie mialam, moze samo dziecinstwo bylo jednym, wielkim, zlym snem, ktory wystarczal za wszelkie inne?

Skonczylam tez tygodniowy eksperyment, ktory nieco mnie zawiodl po wielkim uniesieniu na poczatku, ale o tym moze innym razem, poniewaz ten balagan patrzy sie wscibsko na ekran.

Party, party, party, we are gonna have a party!

sobota, 10 kwietnia 2010

chlopcy

'Wieczorami chlopcy wychodza na ulice
siadaja na chodniku i pala jointy,
dyskutuja o amerykanskich filmach,
marza o zyciu w dalekich krainach,
robia wszystko, zeby stad uciec,
kiedy wreszcie moga
to wtedy nie moga sie ruszyc...'

Lekko wyciete i nie po kolei Myslovitz - Chlopcy.

Juliet Farmerka nawet brzmialo by ladnie, ale jednoczesnie nie wiem czy warte to w ogole (Z?)zachodu. Oczywiscie slubu nie bedzie jak to mowie, nie bedzie tez dzieci Inygo. Nie bedzie prawdopodobnie nawet majowego spotkania, nie bedzie usmiechow i blysku lez szczescia na niczyich oczach. Bedzie za to mozna podziwiac mnie czekajaca - zegarek wciaz tyka i to sie nie zmieni dopoki starczy mu baterii. Rozumiesz mnie? Ja tez mam swoje baterie, zapominaja je doladowac, ale ja tykam i tykam, bez wzgledu na energie, bez wzgledu na strefy czasowe i przestrzenne, bez wzgleduna rownik czy poludnik zero. Po prostu jestem.

'Kazdy dzien wymyka sie.(...) Tyle razy probowalem: szeptow, celebracji, milosnych zaklec, klamst... Tak mi przykro chcialbym (czyt. sprobuje) jeszcze raz.' - Coma.

Dzis mialam wykonac cos pozytecznego, przynoszacego komus radosc, cokolwiek, nie wykonalam, prawdopodobnie tez nie wykonam.

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Pierwsze mysli zaklocil dzwiek policyjnej syreny. Tak juz bywa, samoloty, samochody, pociagi, ludzie, syreny, najdzwniejsze inne odglosy tworza szum, ktory w Londynie wydaje sie czasem nigdy nie znikac, ciagle slysze tetniace zycie. Narasta z biegiem sekund, niezwykle, nieziemsko, najszybciej jak potrafisz sobie wyobrazic wchodzi do mojej glowy, przyspiesza jeszcze bardziej, staje sie coraz glosniejsze i bardziej tetniace, az nastaje spokoj. Znowu szum wydaje sie jednostajny i przyjazny, szum, ktory pozwala mi sie czuc bezpieczniej.

Zupelnie przypadkowo napisalam o szumie, o dzwiekach, o natloku swoich mysli tak naprawde napisalam, a chcialam zaczac zupelnie inaczej, chcialam zaczac patetycznie, pieknie i ze smakiem. Zaczne wiec od nowa...

Dzien zaczal sie okolo 1.40 w nocy kiedy staralam sie bezglosnie polozyc obok Krzysia po obejrzeniu Amelii, dlugo myslalam nad intesywnoscia obrazow, o Chomiku, o zdjeciach, o wystawie, o reszcie dnia - chcialam zasnac, nie potrafilam jednak przejsc obojetnie obok tak wielu znaczacych rzeczy... Siegnelam po muzyke, Delilah na wspol z Julie ukoily mnie po zmaganiach z bezsennoscia. Zasnelam. Obudzilam sie w Polsce, po trzecim masakrycznym snie krzyknelam 'julia obudz sie!' i na szczescie przed samym nacisnieciem do konca spustu, obudzilam sie w Londynie, zlapalam oddech, poszukalam rzeczy charakterystycznych dla mojego pokoju, byle tylko upewnic sie, ze zyje, ze jestem bezpieczna... Zaskoczyla mnie lekko obecnosc mezczyzny w moim lozku, po chwilii doszlam do siebie, zauwazajac, ze w tym blogim snie, to wlasnie on, moj Salvador. Nie mogac sie oprzec tej bliskosci bezpieczenstwa obudzilam go wtulajac sie w ramiona najlepszego przyjaciela, jakiego mozna sobie wyobrazic, musialam zasnac bardzo pozno, bo pamietam dokladnie sprawdzanie, czy to juz pora, aby zadzwonic do mamy, 7 wciaz wydawala mi sie za wczesnie.

Krzysiu pojechal do pracy ok 9.30, ja postanowilam traktowac sie z nalezytym szacunkiem, pospalam, poobracalam sie w cieplej poscieli, dotknelam kilka razy delikatnej skory i zdecydowalam, ze to czas, by wstac, reszta dnia minela w zabieganym, zupelnie szalonym i niecodziennym Londynie. To byl dzien w ktorym usmiechalam sie do siebie samej i spotkalo mnie wiele pieknych spojrzen z meskich oczu. Nabylam odstraszacz moich zlych snow, teraz nic mnie nie obudzi.

Jeszcze kilka minut do polnocy, jesli go spotkam, raczej nie dzis, a jutro. nie jestem w ogole senna, mam na sobie Robertowa bransoletke, w pokoju jest milo, przytulnie, samotnie. migajace swiatlo swiecy wprowadza troche zycia, tanczy to swiatlo i sie smieje, ze dzis to nie bylam ja.

piątek, 2 kwietnia 2010

Slodko-kwasny.

Maszerowalam dzis przez chlodny, senny deszczowy Londyn zalany przez turystow. Nie ma w nim w sumie nikogo poza obsluga, do ktorej dzielnie sie zaliczam, turystami i kilkoma zabieganymi ludzmi konczacymi wielkie zakupy na swieta i w ogole zakupy dla zabawy. Probowalam sie po pracy troche wmieszac w tlum kupujacych, ale jednak nie wyszlo, sukienke ktora bardzo chcialam kupic odwiesilam z powodu deszczu, troche za zimno by paradowac w takich ubraniach, ale byc moze jutro kupie dla zabawy. Byla przeceniona, a to oznacza, ze przyjemnosc zaoszczedzenia 10 funtow przyniesie mi jakas rozkosz, ktora zrekompensuje brak slonca i niemoznosc zalozenia rozwych okularow przeciwslonecznych.

W pokoju pachnie swiezym praniem, a na glowie mam pozostalosci po na prawde slicznych lokach, niestety zmytych przez ten niesamowicie londynski deszcz. Mam tez brzuszek pelen po brzegi, wszystko to oznacza kilka chwil dbania o siebie, ktore nie zawsze maja miejsce w moim nieco zabieganym codziennym zyciu. Tylko wieczory sa wolne i spokojne, wtedy tez chyba rzeczywiscie nie chce isc spacc poniewaz wiem, ze to jakies marnotrawienie tych chwil.

Wielu amerykanow kreci sie ostatnio po miescie i wydaje mi sie, ze maja jakas stycznosc z Chomiczkiem, co jest rzecza zupelnie absurdalna, jednak tak sobie mysle, ze skoro oni przyjechali - w koncu i on przyjedzie i w koncu go scisne jak mala mandarynke, wycisne to co najlepsze. Slodko-kwasny soczek spije z jego peknietej skory i przyniesie mi to rozkosz jaka mieli wszyscy ci, ktorzy pekac pozwolili mnie. Swoja droga, ciekawe - jak to jest byc ze mna? Kim ja jestem w oczach kazdego tego chlopca, ktory pamieta ksztalt moich warg o zachodzie slonca? Co oni maja na koncu jezyka, czego sie wobec mnie obawiaja i czy mysla o mnie wieczorami? Czy ktorykolwiek porownal kiedys jakas kobiete do mnie? Czy te mala bitwe wygralam? Jak to jest byc z Julia, ktora ucieka przed prawda, jednoczesnie chcac pic nektar bogow?
Byc z Julia, ktora ma tysiace pomyslow na to, aby zepsuc sobie zycie, ktora tanczy i spiewa, ktora miewa ataki zlosci? Czy ktokolwiek sie mnie bal? Na pewno sie spytam, jesli ktoregokolwiek z nich kiedys spotkam.

Poza tym brak paszportu zaczyna doskwierac mi coraz bardziej. Boje sie nieslychanie o wszystko co jest z tym zwiazane. Tymbark smakuje nieco inaczej, Inwokacja ma juz zupelnie inne znaczenie, kiedys po prostu interpretowalam ja, pelna empatii rozumialam, dzis domysly staja sie rzeczywistoscia. Bez paszportu czuje sie zwyczajnie jakbym byla na wygnaniu, bez jakiejkolwiek szansy na powrot do kraju wodki i morderstw za 5 zlotych.

Jednak dzis wydaje mi sie, ze nie ma rzeczy, ktora mnie zniszczy, wiec lubie ten dzien. Jestem silna i gotowa. Przychodza dni totalnie gorsze niz dzien dzisiejszy, niz dzien mojego narodzenia. Jednak jestem na to gotowa.


a to ja, bo lubie;)

czwartek, 1 kwietnia 2010

Hey there Delilah
Don't you worry about the distance
I'm right there if you get lonely
Give this song another listen
Close your eyes
Listen to my voice, it's my disguise
I'm by your side.

Tak wlasnie mijaja ostatnie dni. Slucham na okraglo, az wreszcie sie objawi rzeczywistosc blizej mi nieznana, jednak jest ona odczuwalna we wszystkich klebuszkach nerwowych. Zasypiam z przeczuciem, ze to moze byc ostatnia noc, ale jesli ja przezyje nastapi dzien, ktory wszystko zmieni. Chomiczek powiedzial, ze z moja pomoca moze to nastapic wczesniej niz sie spodziewalam. Karuzela dziala bez zarzutow.

Chomiczek powiedzial, ze jestem jedna z najlepszych osob na swiecie. Nie wiem ilu ludzi zyje na Ziemii, ale jestem pewna, ze wielu. W takim razie jestem wyjatkowa. juz niedlugo pobawie sie w kilkutygodniowy romans.
Lubie uczucie oczekiwania. Lubie tez stac nas linia metra i czuc jak pociagi zaladowane setkami ludzi poruszja chodnik, lubie to slyszec i czuc w calym ciele male wibracje. Lubie tez jeden pub zaraz nad Cetnral Line, chodzilam tam z B. sluchalismy stukajacych kieliszkow co kiilka minut. Dzis czulam sie oslabiona, przyszlo to po ekscytujacym spotkaniu z Bobopodobnym panem, ktorego wzielam za Boba. Wrocilam do sklepu i dlugo myslalam czy w koncu przejdzie mi to wszedobylstwo Roberta. Wszedobylstwo ojca mi przeszlo bardzo szybko.

Jeszcze tylko dwa dni do mojego weekendu. Zjem sobie jajko i pomaluje oczka;) Zaspiewam piosenke i pojde na spacer. a moze pojde na spacer spiewajac. W kazdym razie jest mi dobrze z sama soba w ostatnich dniach.

To Sara Brysik:


Moja mala modelka, ktora dala mi usmiech, ktory zmienil moje myslenie na dzialanie. Jeszcze tylko troche i bedzie zupelnie dobrze. Zaczne masowo produkowac fotografie, a po trzech miesiacach mojego oczekiwania zjawi sie jeden niesamowity wieczor. Pelen mnie i moich milosci.