poniedziałek, 14 czerwca 2010

Kocham za wszystko czym nie jest.

Nie jestes nim i nigdy nie byles, nie masz glebszego glosu, nie masz wiecej uroku i nie jestes bardziej szarmancki.
Jestes za to chlopcem z Kansas z najbardziej szczerym usmiechem na swiecie i spogladasza na mnie laskawiej niz ktokolwiek zwykl to robic. Spie kiedykolwiek zechce, dzieki Tobie i pewnosci, ze bedzie cos lepszego, cos co ma szanse przetrwac. Bez wiekszego mojego wkladu, wystarczy, ze bede soba, tym razem to wystarczy.
Cokolwiek czulam dotychczas bylo jak wyplywanie na srodek nieznanego jeziora, czualam te adrenalinowe mrowienie w ledzwiach, jednak balam sie nieslychanie. Zastanawiam sie teraz, czy to nie ja podswiadomie wyplywalam na brzeg, by pozbyc sie tego uczucia, ze nie wiem co dokladnie znajduje sie pod moimi stopami. Teraz lekko brodze na brzegach oceanu, jesli wyplyne to dolacze do Ciebie, Ty juz jestes gdzies daleko, teraz pora na Twoje mrowienie. Spogladam na Ciebie z tego brzegu i nie sposob sie powstrzymac od usmiechu, jednoczesnie jednak jest we mnie strach o Ciebie, ze utoniesz, a ja nie bede w stanie pomoc w jakikolwiek sposob.
Teraz jednak jestem szalenie egoistyczna.

Od oratoriow mi sie w glowie zupelnie pomieszalo, rozmawialam tez z Toba, Chomiku, za dlugo. W glowie mi sie miesza i mam wrazenie, ze przez te przeglady muzyczne na wieczor nie zdolam sie wyspac, ale przynajmniej nie bede miala wiekzego problemu z zasnieciem, Morfeusz porywa mnie bez najmniejszych oporow.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz